czwartek, 28 września 2017

Rozdział 18: Panienka III: Long overdue (rose)

Czyli w którym Nelya domyśliła się, że ustawianie sobie deadline'u na dzień wyjazdu na Erasmusa nie do końca zadziałało, i czas opublikować chociaż to co ma, bo zamiast pół roku (!) ci, co chcą ją czytać, czekają już prawie rok (!!!!)


Nelya przysięgła sobie, że nigdy więcej nie kupi różanej korony od sióstr z Emain Machy.
Gdy tylko atak ustąpił, ciało Nelyi popadło w głębokie omdlenie, z którego zaczęła się wybudzać kilka godzin później, w otoczeniu lekarzy i pokojówek, leżąc w łóżku Melyi. Już wtedy deikatny zapach róż dochodził z kąta jej pokoju, w którym postawiono bukiet jasnoróżowych róż, mających być jej wręczonymi pod koniec balu.
Kiedy godzinę później po zamku rozeszła się wieść, że Melya się obudziła i, choć słaba, pragnie przeprosić wszystkich zebranych na jej cześć za zniszczenie im zabawy- mądry, taktyczny ruch wykonany z intencji barona- apartamenty baronessy zalały bukiety i wieńce z najdroższych kwiatów-które, w tym okresie dla odmiany, okazały się być mocno pachnącymi różami.
W tej chwili bukiety i wieńce znajdowały się dosłownie wszędzie, a pokojówki co i rusz przestawiały i dostawiały kolejne wazy i naczynia na nowe kwiaty. Lekarze kręcili głowami, ale jako że dziewczynce widocznie nie przeszkadzał zbyt intensywny zapach, odwołali się tylko do pozostawienia otwartych okien. Szczęśliwym trafem, pogoda była ciepła i słoneczna, z delikatnym wiatrem, i dziewczynka mogła swobodnie odpoczywać w łóżku, mając zaciągnięte kurtyny, wydymające się przy delikatnym wietrze (który równocześnie stanowił jej ocalenie w momencie gdy różane szaleństwo osiągnęło apogeum).
Pierwszym poleceniem Nelyi, jakie wydała po ocknięciu się i dowiedzeniu się o różanym sztormie, było oddelegowanie jednej pokojówki do zbierania biletów i kartek z życzeniami i układaniu ich w kolejności przybycia. Drugim, co zrobiła, było zapytanie o barona du Lhallae.
-Rozmawiają z panem Aodhanem. Wygląda na to, że coś niepokojącego zaszło na balu, na co słabe zdrowie panienki zareagowało znacznie gwałtowniej niż ktokolwiek się spodziewał.- odpowiedziano jej z sympatią. Melya i Nelya utrzymywały uprzejmy zakłopotany uśmiech do momentu, w którym rozmówca nie odwrócił się do dziewczynki plecami, kiedy uśmiech zastępował grymas. Tak minęło kilka godzin, i apogeum pielęgniarek, lekarzy i pokojówek przesunął sie do pokojów służby, pozostawiając baronessę sam na sam z nową srebrnowłosą pokojówką, która w szybkim czasie stała się ulubioną szlahcianki. Która w tym momencie głośno jęczała:
-Rin, ja się chyba tymi różami pokroję. Nie mam nic do opiekuńczości w stosunku do dziecka, ale to jest jakaś przesada, oni zamiast ułatwiać, utrudniają absolutnie wszystko! Słyszałaś, co doradzali ci wszyscy lekarze? Musiałabym nie spać, żeby wypełniać te wszystkie zalecenia, do tego połowa z nich sama się wykluczała!
-To dosyć typowe w gronie medycznym, słyszałam od jednej poszukiwaczki przygód z lagami.- odparła dyplomatycznie Rin, i Nelya parsknęła. Wiedziała że Rin słyszała o tym od poszukiwaczki przygód. Nelya byłą tą poszukiwaczką przygód, i wypowiadała się na ten temat w o wiele mniej dyplomatyczny i zwięzły sposób, niż zrobiła to Rin.
-A odkładając to na bok, czego się dowiedziałaś na balu?
-Kto powiedział,że się czegoś dowiedziałam?- zapytała podejrzliwie dziesięciolatka- jeśli jej mózg znów grał z nią w szachy i jako dziesieciolatka wypaplała komuś swoje obserwacje...
-Spytałaś o barona i pana Aodhana na jednym oddechu. Gdybyś nie miała nic do powiedzenia, pytałabyś tylko o barona, starając sie zachować rolę wnuczki- spokojnie odparła pokojówka, z cichym łupnięciem przesuwając ostatnią wazę z kwiatami, aby stworzyć wąską ścieżkę od łóżka do sofy, jak zauważyła Nelya- zmiana pozycji dobrze ci zrobi panienko, a ja sprawdzę stan pościeli.
-Znowu wracasz do oficjalnej tonacji.- mruknęła Nelya, ale nie zaprotestowała; pokojówka powiedziała to wyjątkowo głośno, więc może Rin miała jakieś podejrzenia odnośnie części jej pokoju i uszu...
Po krótkim spacerze -o  wiele za krótkim, na gust szybko regenerującej się Nelyi- Rin zużyła zaskakująco dużo czasu na zawinięcie jej w koce, tworząc bardzo skuteczny kokon unieruchamiający.
-Naprawdę mi aż tak nie ufasz?- zapytała zrezygnowanym tonem dziesięciolatka. Rinnevie wzruszyła ramionami.
-Mam doświadczenie w opiece nad dziećmi.
-Owszem. Nade mną.
-No właśnie.
Nelya zrezygnowała z dyskusji.
-Odnośnie twojego pytania - powiedziała, szukając wygodnej pozycji, podczas gdy Rin narzucała na nią kolejną warstwę. - Najprawdopodobniej to nasz stary dobry wróg...okej, może nie tak stary, choć nie mam pojęcia jak starzeją się Inkubusy.
Rin upuściła końcówkę koca, co Nelya natychmiast wykorzystała na rozluźnienie kaftanu bezpieczeństwa-erm, koców.
-Znowu Senne Demony?!- wykrztusiła pokojówka, nie tracąc jednak czasu na „poprawienie” nakrycia dziewczynki. Nelya skrzywiłą się.
-Obecnie wiem tylko o jednym, ale sądząc z wielkości rodu Suelle i kręcących sie wokół nich pomniejszych paniczków, na pewno wziął ze sobą świtę- w końcu musi się prezentować zgodnie ze swoim tytułem.
-Tytu...Ale demony nie...To Król?!- Rin nieświadomie podniosła głos i ścisnęła koc. Nelya skrzywiła się.
-Nie tak ciasno, to raz, nie tak głośno, to dwa, Rin.
-Przepraszam- koce poluzowały swoje pęta-nieznacznie. Rin ponownie zniżyła głos. -więc?
-Carmo Ira. To jego przybrane imię. Gra biednego przyjaciela rodziny Suelle, który opiekuje się swoim bogatym, ale durnym i porywczym „przyjacielem”. Nie wierzę, że nasza teoria była tą prawdziwą...
-Kiedy chcesz go wydać?
-Kiedy będę miała pomysł jak nakierować Aodhana na jego prawdziwą tożsamość.- kiedy Rin spojrzała na nią, nie rozumiejąc, Nelya poprawiła się. -Bez wydawania mojej znajomości Sennych Demonów z pierwszej ręki, i możliwego ryzykowania przykrywki Noki i Kristell. Oh, no i muszę zgromadzić jakieś dowody dla alchemików, oni nie wyczuwają mroku jak Paladyni. No, Paladyni, kiedy im się powie, czego szukać i gdzie. Tak, żeby myśleli, że to oni na to wpadli. Jezu, manipulowanie ludźmi jest skomplikowane.
Nelya skrzywiła się. Kiedy się obudziła, jej jedynym pragnieniem było przyspieszyć zdemaskowanie króla Inkubusów, ale w miarę, jak kolejne części jej mózgu decydowały sie na dołączenie do dyskusji, jej przekonanie o zaakceptowaniu jej zeznania bez najmniejszych wątpliwości zmalało.
-Pozwól, że podsumuję to co przed chwilą powiedziałaś.- Rin odwróciła się od opatulonej dziesięciolatki i zaczęła poprawiać pościel na łóżku, jej ton podejrzanie opanowany. - Wiesz, kto jest infiltratorem, pod jaką postacią się prezentuje, kim manipuluje by uzyskać odpowiednie alibi, i tak naprawdę już dzisiaj mogłabyś doprowadzić pod jego komnaty Aodhana i tego drugiego, z Królewskich. Twoim przeciwnikiem jest jeden z najsilniejszych demonów, porównywalny do generałów starej armii Fomorów, będący w stanie rozbroić oddział doborowych Alchemików, i splamić Mrokiem najsilniejszych Paladynów, ale to nie konfrontacja stanowi problem, a doprowadzenie do niej. Naprawdę, szefie?- pokojówka spojrzała z niedowierzaniem na swoją pracodawczynię.
Nelya westchnęła ciężko.
-Kiedy tak to ujmujesz, brzmi to głupio, ale musisz spojrzeć na pełen obraz. Skąd ja, do licha, mogę wiedzieć o sile Inkubusa, a co dopiero jego uroku? Jestem tylko chorą Milletianką wciągniętą w to ponieważ oznaki jej choroby pokrywają się z oznakami choroby Melyi, które z kolei rozprzestrzeniły się przez plotki. Jeśli teraz zacznę na prawo i lewo informować o obecnej sytuacji w domenie Demonów Snu, będzie to co najmniej podejrzane, nie sądzisz? Jeśli zapytają, skąd ja to wiem, co im odpowiem? „Och, zdarzyło mi się skopać-dosłownie- królową Sukkubów i spotkać jej partnera, a wyszłam z tego żywa tylko dzięki pomocy żywego eksperymentu szalonego alchemika i jego przybranej siostry, która przypadkiem jest również zbuntowanym Sukkubusem, z kompleksem Mrocznego Rycerza i rangą Królewskich”? Nie sądzę, żeby uznano to za poczytalną odpowiedź.- Nelya zmieniłą nieco pozycję. -Ale to nie byłoby najgorsze- Gdyby uznali to za prawdę, to dopiero byłby koszmar. Wyobrażasz sobie jakie problemy...nie, tego już nie można byłoby nazwać problemami, Rinnevie. To zniszczyłoby nie tylko Noki i Zeta, ale też ludzi wokół nich, odpowiedzialnych za nich, i tę iluzję normalnego życia, na którą tak ciężko pracowali. Muszę znaleźć sposób, żeby przekonać Aodhana i pokierować go na właściwy trop bez wywnętrzniania tego wszystkiego...
-Ok, zostawmy to na chwilę, zrozumiałam.- Rinnevie odkryła jeden róg kołdry i zostawiła go w ten sposób, po czym podeszła z powrotem do kanapki. Nelya pomogła jej odwinąć kokon koca i dobrowolnie przeszła z powrotem do łóżka.
„To tyle z mojego myślenia w czasie ruchu.”
Rin wtrąciła się w jej-niezbyt radosne- myśli:
-Skoro już przy tym jesteśmy: sama przed chwilą powiedziałaś, że przeżyłaś Rabbie tylko dzięki pannie Noki i panu Zetsowi...
-Skąd ci się nagle wzięły te tytuły?
-Staram się nie wypaść z roli, szefie. No więc, dzięki ich wsparciu, a nawet z nim pozostało ci kilka dość widocznych pamiątek- jasnoniebieskie oczy rzuciły krzywe spojrzenie na jej ręce i Nelya odruchowo naciągnęła rękawy mocniej, zakrywając nadgarstki.- Biorąc pod uwagę doświadczenie pana Zeta i trening oraz, ekhem, poboczne zdolności panny Noki, oraz to, że naprawdę wzięliście królową z zaskoczenia,  i to, że Król nie traktował was na poważnie, jak zamierzasz rozwiązać sprawę, kiedy już do konfrontacji dojdzie?
-...Będę liczyć na ostatnie dwa po raz drugi.- niechętnie przyznała Nelya. - Z osobistego zaangażowania Króla Sukkubów mogę wyciągnąć dwa skrajne wnioski. Albo bierze on tę misję -której znaczenie wciąż tylko podejrzewam, tak przy okazji- zbyt poważnie, by powierzyć ja komuś innemu, albo lekceważy ludzi wystarczająco, by potraktować swoje uczestnictwo jako wakacje w otoczeniu niechronionych umysłów pełnych soczystych snów.
-Liczysz, oczywiście na opcję numer dwa.- Nelya potaknęła, i pokojówka kontynuowała- Co, jeśli to jednak opcja numer jeden?
-…Będę się modlić?- zasugerowała Nelya po chwili skrępowanego milczenia, i Rin usiadła na łóżku, waląc głową o jeden z czterech filarów podpierających baldachim.
-Pozwól, że się powtórzę - naprawdę, szefie?
-Właściwie to zamierzam się modlić nawet przed rozstrzygnięciem- możliwie o rozwiązanie numer dwa.
-Ty tak na poważnie, co nie.- Rinnevie już nawet nie pytała.
-A co mam ci powiedzieć? Że wkopałam się tak głęboko, że tym razem mogę się nie wygrzebać? Wiesz już to przecież, Rin; weszłaś w to ze mną.
-I zamierzam jakoś z tego wyjść, szefie.- potwierdziła Rinnevie. –Najlepiej razem z tobą. Życie w zamku jest przyjemne itakdalej, ale chyba tęsknię za życiem pokojówki poszukiwacza przygód.
-Cóż, to coś czego na pewno nie spodziewałam się od ciebie kiedykolwiek usłyszeć.- stwierdziła Nelya, przyjemne zaskoczenie nieco rozluźniające węzeł w jaki splotły się jej wnętrzności odkąd uświadomiła sobie, przeciwko komu będzie walczyć. Uśmiech pokojówki pogłębił rozluźnienie i Nelya wzieła głęboki oddech.
-Dobrze, krok po kroku, Rin. Daj mi znać jak tylko Aodhan i baron du Lhallae skończą swoje obrady, ja spróbuję przygotować jakiś wywód nakierowywujący.
-Rozkaz, szefie. – Rin zasalutowała, przed wstaniem. –Co zrobić z tym morzem róż?
Nelya skrzywiła się.
-Wystaw na taras, jak możesz. I daj znać głównej nadzorczyni, że wcale mi nie przeszkadza, gdy inne pokojówki biorą po dwa, trzy lub dziesięć kwiatów do własnych pokoi i domów.
-Praktyczne rozwiązanie. –przyznała Rin. Jeśli pokojówki otrzymają błogosławieństwo dziedziczki, liczba „tajemniczo” znikających kwiatów wzrośnie znacząco, zwalniając skutecznie przestrzeń...

wtorek, 6 grudnia 2016

Rozdział 17: Panienka II: Ciemność świata światła

...Czyyyyli Nel nie wyrobiłą się z całością fragmentu który chciała opublikować, i zdecydowała się na najbardziej sztampową, najbardziej wymuszoną przerwą międzyrozdziałową, na jaką zdobyć się może autor...Przepraszam!
Obawiam się też, że okładka nie za bardzo oddaje fakty sceny przedstawionej w tym rozdziale- no dajcie spokój, nie ma szans, żeby dziesięciolatka wyglądała tak...dorośle na swoim debiucie...
Znaleziony obraz


Aodhan, nawet w świeżo wypolerowanej zbroi, wyglądał w pokoju pełnym koronek, pastelowych kolorów i ażurowych wzorów tak samo na miejscu jak Chura w worku z mąką. Mimo to zachowywał pełny spokój i powagę, wymaganą od Paladyna tak wysokiej rangi. Nelya usiadła naprzeciw niego, modląc się w duchu by nie podano im herbaty w filiżankach, których nienawidziła ze względu na urocze filigranowe i niesamowicie niewygodne uszko.
Oczywiście, na stół wyjechał przedmiot gorących modlitw dziewczynki, a sądząc z drgnięcia mięśni na twarzy  jej gościa, również zawzięty wróg Aodhana. Nelya westchnęła cicho, ale zaakceptowała spodek i filiżankę, czekając na pierwszy ruch rycerza. Który ten wykonał, w momencie w którym przedostatnia z pokojówek opuściła pokój, a Rinnevie zamarła przed drzwiami saloniku.
-Kim jesteś?- zapytał nagle mężczyzna, ale Nelya oczekiwała tego.
-Melya du Lhallae. Doprawdy kapitanie, to się robi nudne.
-Oczywiście, panienko.-uśmiechnął się krzywo wojownik.- musiałem to sprawdzić, proszę o wybaczenie.
-Zostało ci udzielone.- odpowiedziała Nelya, skupiając się, by nie brzdęknąć filiżanką o podstawkę.
-A więc bez dalszych grzeczności.- Aodhan spoważniał i chwycił swoją filiżankę dłonią w rękawicy. Nelya skrzywiła się wewnętrznie-gdyby mogła, zrobiłaby to samo, jednak w jej przypadku skończyłoby się to oparzonymi palcami.- mam nadzieję, ze jesteś gotowa na swój debiut na dzisiejszym bankiecie.
-Jeśli można być na coś takiego przygotowanym.-ostrożnie stwierdziła Nelya i Aodhan kiwnął głową z aprobatą. – Pozwolisz, że okażę się bezpośrednia i zapytam jak idzie twoja praca?
-Panienka mojego pozwolenia nie potrzebuje.- automatycznie odparł mężczyzna, zanim nie westchnął cicho. – Niemniej, nie najlepiej. Ktokolwiek jest przeciwnikiem wyczuł nasz pościg i przyczaił się. Podejrzewamy jednak, że debiut nowej szlachcianki, wkrótce baronessy, pomoże nam w jego wywabieniu.
-Sądzicie, że uzna moje pojawienie się za wywołujące wystarczająco zamieszania, by zacząć działać, pozostając niezauważonym? –Nelya spytała tonem grzecznej obojętności, podczas gdy w jej brzuchu obudziły się motyle. Nelya spojrzała podejrzliwie na herbatę; była różana, a jak wiadomo, motyle lubiły kwiaty.
Aodhan nie dostrzegł, albo udał że nie dostrzegł charakterystycznego zachowania dziewczynki siedzącej przed nim i kiwnął głową.
-Nie na co dzień wnuczka pierwszego barona królestwa zostaje przedstawiona na dworze.- zauważył spokojnie.
-Uspokajające.
-Nie bardzo.- westchnął Aodhan, po czym dodał- ale ty powinnaś sobie poradzić. Rozglądaj się, miej oczy dookoła głowy…
-…pilnuj swoich kroków i gestów a nade wszystko więcej słuchaj niż mów.- dokończyła Nelya, i rycerz uśmiechnął się.
-Lekcje polityki to piekło nie tylko dla arystokratów.
-To piekło przede wszystkim przez arystokratów.- poprawiła go dziewczynka, wstrzymując oddech, gdy kropla herbaty zachwiała się na zewnętrznej części jej filiżanki- jeśli spadnie na niemalże gotową sukienkę i Nelya znów będzie się musiała przebierać…
Na szczęście dla dziewczynki, a możliwe, że i połowy służących rodu Lhallae, kropla zdecydowała spaść na spodek, nie czyniąc krzywdy jasnemu materiałowi. Niemalże niedosłyszalne westchnienie ulgi rozległo się od drzwi, i kąciki ust Nelyi zadrżały, gdy zapytała.
-Jakieś podejrzenia, kapitanie?
-Na razie kilka. Alvar, Mel’il, Suelle…jest kilka rodów, których nikt nie podejrzewa o współpracę z Fomorami…- Aodhan wyprodukował kartkę papieru z jakiejś niewidzialnej kieszeni płaszcza i wręczył ją Nelyi.
-I dlatego podejrzewamy ich my.- dokończyła dziewczynka, przeglądając szereg nazwisk i mian, których wyuczała się na pamięć przez ostatnie kilka dni. –Odrzuciłabym Alvar, nie mają powodu do jakichkolwiek kontaktów, a Suelle ma jedynego dziedzica w postaci zdecydowanie wątpliwie inteligentnego nastolatka, to teraz ich największy problem…z drugiej jednak strony, jeśli temu półgłówkowi znaleziono by inteligentnego, czarującego przyjaciela, pomagającego nawet w nakładaniu płaszcza właściwą stroną na wierzch…
-To wszystko są tylko teorie, nie mamy żadnych dowodów. Będziemy ich obserwować, ale…-zaczął Aodhan ze zmarszczonymi brwiami.
-Czy jest jakiś sposób- przerwała mu Nelya, odkładając papier na dzielący ich stolik.- na to, by wywołać poruszenie wystarczające do popełnienia pomyłki przez naszego przeciwnika, używając postaci dziedziczki Lhallae jako głównej aktorki?
-Musiałabyś się zakochać w dziedzicu Suelle.- oznajmił Aodhan z kamienną twarzą.
-Mam dziesięć lat, on prawie szesnaście.- odparła dziewczynka równie beznamiętnym tonem, ignorując odgłosy krztuszenia się dochodzące od strony drzwi. – Szczeniacka miłość jest dość nudną opcją.
-Chodzi o zaprezentowanie luki w perfekcyjnej kontroli damy wysokiego statusu…nie, czekaj.- oczy Aodhana rozbłysły.- nie musisz się zakochiwać.
-Dziękuję.- sucho odparła Nelya, odkładając filiżankę i składając ręce na podołku.- a co muszę?
-Zemdleć.
Nelya zamrugała.
-Słucham?
-Okazać się silną na wszystkim tylko nie ciele, jeśli wolisz poetyckie ujęcie.- Aodhan kiwnął głową do siebie.- Jeśli się okaże, że Melya du Lhallae jest perfekcyjną debiutantką, zarówno w zachowaniu jak i wymowie oraz uroku osobistym, ale niezdolna do zbyt długich spotkań, gdyż nawet jej stalowa wola musi się ugiąć przed jej chorobą, powodującą, że powiedzmy, zemdleje w trakcie swojego debiutanckiego balu…
-To będzie zbyt kiczowate, by ktokolwiek dał się na to nabrać.- zwątpiła Nelya, ale jej mózg już zaczął podążać torem myśli Aodhana.- Dziewczynka jest niewyobrażalnie niedostępna i nie dopuszcza do siebie ludzi, by nie widzieli jej słabości, po czym na oczach wszystkich tę słabość prezentuje, mdlejąc?  I ten jeden jedyny ma się pojawić by ją z tej opresji wybawić, w okresach jej słabości przebijając się przez mury jej niedostępności…co to, jakiś harlequin?
-Harle-co?
-Romansidło.- poprawiła się Nelya, dodając poprzednie słowo do listy wyrazów zakazanych.- Niemniej…jest w tym ziarenko możliwości.
-Wierzę w twoje umiejętności, panienko.- powiedział Aodhan, wracając do oficjalnej tytulatury.
-To dobrze, bo ja nie.-mruknęła Nelya. Aodhan uśmiechnął się do niej lekko.
-Rozumiem wątpliwości, ale są one jedynie kolejnym powodem mojej pewności co do wyboru aktorki, panienko.
Nelya westchnęła. Nie było sensu kłócić się z mężczyzną, zwłaszcza, gdy od strony drzwi rozległo się uprzejme pukanie. Rin wyszła, by po chwili wrócić z wiadomością od głównej pokojówki.
-Adiutanci poszukują pana Aodhana, a ty powinnaś zakończyć przygotowania, jeśli nie chcesz spóźnić się za bardzo na swój debiut.
-A to jest możliwe?- zapytała kwaśno Nelya, zanim nie pożegnała Paladyna, który wyszedł z saloniku złożywszy ukłon w jej stronę.
*

Zakończenie przygotowań, z nieznanych przez Nelyę powodów, zakończyło się znacznie później, niż gdyby przygotowywała się sama, mimo pomocy pokojówek, z których każda chciała mieć udział w ostatecznym wyglądzie debiutującej arystokratki. Mimo wszystko, zdaniem Nelyi, efekt był zadowalający- nie wyglądała jak rożek waty cukrowej mimo kolejnych falbanek na górnej sukni, ani jej pastelowego koloru. Główna pokojówka stanowczo wyjęła z jej włosów połowę ozdób, które wetknęły tam pozostałe służące, dzięki czemu światło załamujące się w klejnotach przestało oślepiać. Makijaż na szczęście mógł pozostać lekki- ktoś jednak pamiętał, że debiutantka teoretycznie była jeszcze dzieckiem...

Biała rękawiczka kończąca się za nadgarstkiem (falbanką!) na prawej ręce i wymyślna kokarda z perłoworóżowego jedwabiu na lewym nadgarstku zastąpiły jej zwykłe przydługie rękawy, pozwalając materiałowi rękawków (odkrywały ramiona, nie łącząc się z gorsetem-czy to nadal były rękawy?) spływać z wysokości przedramienia po to, by na łokciu uzyskać dodatkową warstwę i w artystycznym rozcięciu zaprezentować skórę. Zdaniem pokojówek, był to mistrzowski zabieg krawca; zdaniem Nelyi, było to marnotractwo materiału, jak zresztą połowa falban, halek i wstążek które obecnie była zmuszona dźwigać. W myślach mogła jedynie podziękować każdemu Bogu, który raczył akurat słuchać jej wewnętrznych jęków, że artyści odpowiedzialni za jej strój mieli prawdopodobnie żony, pilnujące, by jej kostium miał chociaż okruchy praktyczności- tą praktycznością okazały się atłasowe pantofelki na niskim i stabilnym obcasiku.

Nie wyglądała źle, to musiała przyznać.

Kiedy już eksperymentalnie przeszła się piętnaście razy przed główną pokojówką (Plecy prosto! Uśmiechnij się! Za szeroko! Stawiaj krótsze kroki! Podnieś sukienkę na schodach!), w końcu uwolniono ją z kordonu kobiet pomagających przy i obserwujących przygotowania, a wpuszczono w długi korytarz zamku Emain Machy, mający prowadzić do Sali bankietowej. Rin była pokojówką przydzieloną do opieki nad nią tego wieczoru, w związku z czym Nelya pozwoliła sobie na trochę wolniejszy krok, mimo, że pokojówka nadal pozostała dwa za nią, jak przystało na eskortę.

-Denerwuję się.- dziesięciolatka oznajmiła portretowi trzeciego władcy Emain, którego właśnie mijały. –Co jeśli ktoś jednak mnie rozpozna?

Portret nie odpowiedział, ale zrobiła to pokojówka.

-Nie martw się, szefie. Twoja eskorta ma wiedzieć o twojej sytuacji, będą cię kryć. No, i baron Lhallae to zdolny polityk, sama mówiłaś. Z nim po twojej stronie nie powinnaś się tak martwić.
-Wiesz, nie jestem pewna, czy chciałabym być zmuszona do zabawy w rodzinę z kompletnie obcą osobą, zwłaszcza, kiedy moja prawdziwa wnuczka dryfuje w krysztale many.
-Nie jesteś mu już obca, szefie. Nie po tym jak zeszłaś odwiedzić panienkę razem z nim. Ponoć nawet wśród pokojówek są może trzy, mające pozwolenie na zejście i sprzątanie w tamtej komnacie. Są traktowane trochę jak pani Główna.
-Nie masz problemu przez takie przezwiska, Rin?
-Nie bardzo, panienko.

Nelya nie odpowiedziała, w pełni świadoma powodu zmiany swojej tytulatury. Dwójka Rycerzy broniących mosiężnych drzwi do Sali balowej na jej widok wyprostowała się –„Nie miałam pojęcia, że można stanąć prościej niż prosto”- i zaprezentowała broń, odwracając się na widok jej kiwnięcia głową i chwytając za skrzydła wrót.

-Kiedy tylko panienka będzie gotowa.- oznajmił herold, wyłaniający się z –dużo mniejszych- drzwi po jej prawej stronie.

„Prawdopodobnie nigdy.” Pomyślała Nelya, zastanawiając się, kiedy te dwa słowa stały się jej mottem… Wzięła głęboki oddech, dbając o to, by zabrzmiała w nim najdelikatniejsza nutka nerwowego drżenia, i kiwnęła głową, po raz kolejny powtarzając w myślach listę zadań i ruchów, które musi wykonać zaraz po pojawieniu się w Sali. Z jakiegoś powodu przeplatały je nazwiska rodów, które miały się pojawić.
„Alvar. Wejść i zatrzymać się. Unieść lekko głowę, przechylić nerwowo ale z zaciekawieniem. Suelle, dostali się na salony z poziomu bogatych kupców. Unieść sukienkę delikatnie przy schodzeniu ze schodów, pamiętać o zaakceptowaniu podanej ręki.  Delvi. Kłaniać się, ale tylko minimalnie, na prawo i lewo, nie odpowiadać na zagadywania dopóki baron Lhallae sam mnie nie przedstawi. Erhine. Lymilark, dlaczego te nazwiska są tak dziwne?”

Skrzyp otwieranych drzwi wyciągnął ją z jej myślotoku, i dziesięciolatka przywołała na twarz minimalny, nerwowy uśmiech, pozwalając by herold przekroczył drzwi przed nią.

-Melya Elsienne Armore du Lhallae, dziedziczka Barona Lhallae i pani Północnych Pól Tailteann!

„Co za idiota dał dziesięciolatce władzę nad ziemią?!”

Melya zeszła ze schodów, tylko odrobinę za mocno podnosząc sukienkę i pokazując drobne kostki z zawiązanymi nad nimi wstążkami w kolorze butów. Zaakceptowała podaną jej rękę, po czym z nieco nerwowym ale i zaciekawionym uśmiechem przechyliła głowę, jakby pytając bacznie ją obserwujących szlachciców „I co teraz?”

-Wreszcie! Melya. Billingt, przyprowadź moja wnuczkę!- rozległ się basowy, donośny głos, zupełnie nie brzmiący jakby należał do szczupłego osiemdziesięciolatka z białymi włosami i wąsami, stojącego na…

„Sam środek Sali. Oczywiście.”

Melya ruszyła jako pierwsza, dopiero po chwili pozwalając eskortującemu ją rycerzowi przejąć prowadzenie, rozglądając się z nieznacznie tylko skrywanym zaciekawieniem.

„Alvare po prawej; panny robią piękne hafty, pamiętać żeby wspomnieć o swojej nauce. Ich kuzyn z rodu Mal’var…kuzyni? Miał być tylko jeden… Uwaga na nich. Ach, dziedzic Suelle ze sługą, w towarzystwie pani Mel’il-nie, nie, to Ilvienne. Ale gafa. A to… pan Teradi, z Partholońskiej gildii kupieckiej?” Analizowała Nelya, podczas gdy Melya kontynuowała rozglądanie się, i z uśmiechem odkłaniała głowę w kierunku każdego kto pod jej spojrzeniem uginał nogi lub schylał głowę. Szepty „drobna” i „urocza” rozlegały się za nią, i Nel poczuła się nieco dotknięta faktem, że wśród epitetów nie pojawiło się słowo piękna.

„Ojć, chyba robię się zadufana… Kirt’En, razem z córką…dwiema…tam dalej jest najmłodsza? To chyba też jej debiut…dziwne, myślałam, że dostanie własny bal. L’viben z synami…bliźniacy? Do sprawdzenia.”

-W końcu zechciałaś uraczyć nas swoją obecnością, moja księżniczko.- rozległ się ten sam ciepły bas, i zanim Melya zdołała odeprzeć zarzut jej dziadka, została podniesiona  i postawiona na podwyższeniu, którego Nelya dotychczas nie zauważyła.

„Nie dość że na samym środku, to jeszcze na piedestale?”

-To tradycja- Teatralnym szeptem powiedział Baron du Lhallae, wywołując kilka zdziwionych i kilka szczerze rozbawionych uśmiechów. Widać było, że wielmożowie nie przywykli do rozluźnionego i żartującego barona.

Nelya też nie, ale Melya znała swojego dziadka i tylko z nerwowym uśmiechem pokiwała główką, rozsiewając błyski po całej sali, wiedząc, że starszy mężczyzna spuszczał z tonu, by ją uspokoić na jej pierwszym poważnym balu...

-No więc, sir Langelocie, jak mówiłem, pozwolę żebyś sam ocenił-a wraz z tobą nasz drogi książę i cała reszta towarzystwa, które zechciało się dziś tu zebrać- jaką dziedziczkę przyszło mi wam zaprezentować. Oto moja wnuczka Melya.- powiedział mężczyzna, teatralnym gestem wskazując na dziesięciolatkę.

„To teraz tak, jak to szło. Zamarznięcie ze stresu mam odhaczone, to teraz perfekcyjny dyg, i długa recytacja gości…”

-Wasza wysokość. Lady Marigold, sir Langelocie, Baronie Huesse, Baronie Delvi, Sir Suelle i Mal’vi, Pani Ariedne…

„Złap kontakt wzrokowy ze wszystkimi ale nie utrzymuj go zbyt długo.” Napomniała siebie Nelya podczas gdy Melya jeszcze nie donośnym i nieco nerwowym, ale nie drżącym głosem dziesięciolatki wymieniała tytuły i nazwy rodów wszystkich gości.

-…a także wasi podopieczni, dzieci i rodziny, które łaskawie zechcieliście ze sobą przyprowadzić- z głębi serca pragnę wam podziękować za przybycie- „Taaa, jasne”- na mój pierwszy prawdziwy bal. Nazywam się Melya du Lhallae.

Splotła przed sobą ręce w rękawiczkach nieco nerwowym gestem przed złożeniem czterech szybkich ukłonów- „pierwszy w  stronę tronu”- zanim nie zwróciła się ponownie w stronę, gdzie stał baron.
„Mam nadzieję, że tylko ja dostrzegam jego melancholię.”

-Jestem zaszczycona, że tylu z was zechciało się pojawić i mam nadzieję, że zaproszenia dziadka nie były w stanie zakłócić waszych planów. Jeśli tak, proszę o wybaczenie- to nie wina dziadka, że tak długo musiał czekać z przedstawieniem mnie wszystkim…

„Pozwól by głos zadrżał, odetchnij, i kontynuuj spokojnie.”
-Mam nadzieję, że zapewnione przez nasze włości wino i potrawy pozwolą zapomnieć o moich pomyłkach, których z całych sił postaram się dzisiaj uniknąć, i że dzisiejszy dzień pozostanie dla wszystkich tu obecnych miłym wspomnieniem!
Na dyskretny znak barona, do teraz milcząca w kącie orkiestra rozpoczęła- dosyć cicho, by dać gościom czas na oklaski- wygrywać melodię do jednego z najpopularniejszych obecnie tańców.

-O nie, nie uciekniesz uwadze tak szybko, Mel.- głos barona du Lhallae brzmiał radośnie gdy talię Melyi objęło jego ramię i starzec pewnym ruchem postawił dziewczynkę przed sobą, a następnie skłonił się, wykwintnie wyciągając rękę.- Proszę pannę w pierwszą parę.
Melya zachichotała i bez sprzeciwu pozwoliła się poprowadzić do taktu spokojnej ale przyjemnej muzyki, z bliskim zakochania wyrazem twarzy wpatrując się w swojego dziadka. Jednak Nelya nie podzielała jej radości.

-Przepraszam za to.-powiedziała, niemalże nie poruszając wargami. Spojrzenie barona jakby wyostrzyło się, i mężczyzna silniej chwycił rękę dziesięciolatki.

-To twój obowiązek. Dobrze wykonany.- powiedział szeptem, następnie, w trakcie obrotu dodał- prawdziwa Mel nie zrobiłaby tego lepiej.

„Nie jestem taka pewna…” Nelya nie czuła się warta wyrażenia tej opinii, a jeśli jej małe przedstawienie choć trochę ulżyło staremu baronowi, mogła pozwolić sobie na zadowolenie.
Taniec skończył się i Melya głębokim dygnięciem podziękowała swojemu partnerowi, podczas gdy pierwsi chłopcy, popychani przez swoich ojców i matki, podeszli do barona i jego wnuczki, nieśmiało prosząc o taniec. Melya z uśmiechem obiecała każdemu jeden, nie faworyzując nikogo, przed prośbą o drobną przerwę, w trakcie której nieśmiało podeszła ze swoją przyzwoitką do grupki dziewcząt, z których najmłodsza wyglądała na jakieś dwa lata starszą od niej, a najstarsza pokazywała właśnie pierścionek zaręczynowy na serdecznym palcu, dając do zrozumienia że ma już co najmniej siedemnaście lat. Ku zdziwieniu –starannie ukrytym- Melyi, nawet najstarsze dziewczyny przyjęły ją ciepło, nagabując i zasypując pytaniami, nawet dotychczasowe centrum uwagi poświęcające jej jeden czy dwa uśmiechy:

-Melyo, kto wybierał twoje ozdoby, są pięknie dopasowane…
-Czy lubisz haftować? Uczyłaś się już? Jakie wzory lubisz najbardziej?
-Co sądzisz o tych Milletianach? Są ciekawi czyż nie?
-Ale jacy brudni!
-Co z małym My’viene? Czy prosząc cię do tańca, też się jąkał?
-Dziedzic Suelle ostatnio dość blisko przysiada się do Alvarów, czyż nie? Co o tym sądzisz, Melyo?
-Alvarovie żyją dość dobrze z sir Langenem, ten z kolei jest bliskim powiernikiem barona Lhallae- och, wybacz Melyo, nie chciałam, by to tak zabrzmiało!
-A właściwie, Melyo, czy twój dziadek i sir Langen widują się często? Byłaś kiedyś zaproszona do ich rozmowy?
-Jak wyglądało życie dziedziczki Lhallae do teraz? Słyszałam, że miałaś kłopoty ze zdrowiem, dlatego tak późno debiutujesz…Nie miej mi tego za złe, martwię się tylko o ciebie, w końcu ojciec dużo zawdzięcza twojemu dziadkowi, a takie bale potrafią wyczerpywać…
-To prawda, ale są też cudowne! Wciąż pamiętam swój debiut!...
-Ach, możemy mówić ci Mel? Masz takie urocze imię…

Wśród tego natłoku pytań i informacji Melya mogła się tylko uśmiechać i starać się odpowiedzieć na jak najwięcej pytań, wydając jak najmniej informacji. Równocześnie rozglądała się, pilnie spoglądając na każdą szlachciankę z osobna.


„Cóż, nie wyczuwam tu nic prócz mnóstwa różnych perfum i dużej ciekawości… Gdyby Fomor się tu skrywał, w tym zapachu nawet rycerz do tego wytrenowany by go nie wyczuł…” zarejestrowała refleksję Nelya do późniejszego podziału z Aodhanem. „Raczej żadnych okrutnych intencji, a i te złe są raczej ludzkie… Czyli Sukkub odpada, syrena też, nie czuję żadnego uroku…”

-Mel…- zaczęła nagle najstarsza z dziewcząt („To  najstarsza z Ehrine, Nelya…najważniejsza z nie mężatek, zaraz po Melyi, oczywiście.”) pochylając się do niej i pozwalając by jej wachlarz i czekoladowobrązowe włosy odcięły ją i dziesięciolatkę od tłumu otaczających je szlachcianek.- cieszę się z twojego towarzystwa jak my wszystkie, ale spójrz na lady Ilvienne.
Kobieta, którą siedemnastolatka wskazała, okazywała najmniejszy z możliwych grymasów niezadowolenia za każdym razem, gdy zerkała w kierunku grupki dziewcząt w której znajdowała się baronówna. Nelya poczuła niepokój-jeśli lady wyczuje jej fałsz…

-Zwykle oznacza to, że debiutantka poświęca za dużo czasu jednej grupie.- panna z Ehrine poinformowała ją szeptem, potem doradziła- odsuń się kilka kroków od nas, a prawie na pewno 
któryś z chłopców stawi się po swój taniec.

-Dlaczego nie zrobił tego już?

-Och, no wiesz…- wachlarz zamknął się z trzaskiem i starsza dziewczyna uśmiechnęła się minimalnie.- prawdopodobnie boją się wejścia na kobiece terytorium. Alies również wciąż się tego nie oduczył, chociaż mówiłam mu setki razy, że może mnie prosić do tańca kiedy chce. Widzisz go tam w rogu? Ten ciemnowłosy, obok blondyna od Alvarów. Udaje, że rozmawia z twoim dziadkiem i sir Langem. Chodź, odejdziemy od reszty i zobaczymy co zrobią ci rycerze salonów.

-Jesteś zadowolona?- Nelya zapytała, zanim wychowanie Melyi zdążyło powstrzymać jej bezpośredniość. Starsza dziewczyna trzymająca ją pod rękę zastanowiła się.

-Z Aliesa? Znamy się od dzieciństwa, a jego ród jest dość dobrze usytuowany; z pewnością mogłam trafić gorzej. Wiem, że nawet po ślubie, jeśli między nami nadal nic nie zaiskrzy, będę mieć przyjaciela u swego boku,  a która z pań może się pochwalić taką pewnością przed ceremonią?- siedemnastolatka zwolniła kroku i spojrzała wprost na debiutantkę. –przepraszam, wiem że dla ciebie to jeszcze trochę za wcześnie.

Melya pokręciła gwałtownie głową, ponownie rozsiewając błyski po całej Sali. I, niezaskakująco, przyciągając uwagę młodszej męskiej części publiczności.

-To ja spytałam nieuprzejmie na pierwszym miejscu. Poza tym…poza tym chyba chciałabym być taka jak panna Ehrine, kiedy już się zaręczę.- z dziecięcą naiwnością i Milletiańską mądrością Nelya pozwoliła wyrazić się swojemu podziwowi dla rozsądku starszej szlachcianki głosem Melyi. Panna Ehrine zaśmiała się, ponownie otwierając wachlarz i chowając za nim twarz.

-Wśród tych zebranych, Mel, jesteś lepsza od nas wszystkich, więc to co mi powiedziałaś może być uznane za komplement, o który wszystkie panienki będą się wkrótce bić, więc uważaj z jego wokalizowaniem. Niemniej miło mi, dziękuję. O, a teraz spójrz na lawinę, która się do nas zbliża. Nie mówiłam?

Rzeczywiście, w ich kierunku zbliżał się miniaturowy tłum nieco starszych chłopców i młodych mężczyzn, z których każdy (w dyskretny sposób) starał się wysunąć na przód, koło narzeczonego panny Ehrine, idącego w stronę panien szybkim, choć wciąż nonszalanckim krokiem.

-Myślałem już, że nigdy nie uwolnisz się od twych srokatych przyjaciółek, El. Panno Melyo,  to zaszczyt.- powiedział, odwracając się i obdarzając ukłonem dziesięciolatkę, która odpowiedziała dygnięciem.

-A ja myślałam, że w końcu cię nauczyłam wybawiania mnie od nich, Al. Ale nie, musiałam aż pożyczyć siłę Mel.- dziewczyna odparowała z uroczym uśmieszkiem, i Nelya, patrząca oczami Melyi, uświadomiła sobie, że o ile pannie Ehrine zdawało się, że nic pomiędzy nią a jej starym przyjacielem nie iskrzy, to był to bardzo jednostronny obraz. – Pogoniłabym cię do poproszenia debiutantki przede mną, ale widzę, że nawet bez tego…

-Nie próbowałbym nawet prosić kogoś przed tobą, nawet baronówny, z całym szacunkiem panienko Melyo.-zaprotestował młodzieniec i Melya uśmiechnęła się, zakrywając usta rękawem („Nie dotykaj! BŁYSZCZYK!”)- ale sądząc z towarzystwa za mną, nawet beze mnie panienki stopy jutro będą domagać się lodu.

-Al!- skarciła cicho panienka Ehrine.
-Takie życie debiutantki.- odparowała Melya, starając się nie brzmieć na zbyt podekscytowaną i zbyt przerażoną. Jej starsi towarzysze wciąż zauważyli.

-Powodzenia.- mruknęła cicho Ehrine, podając rękę swojemu partnerowi, podczas gdy na czoło pretendentów do partnera Nelyi wysunął się szarowłosy chłopiec („My’viene”).- pamiętaj, kiedy już nie będziesz mogła wytrzymać, schowaj się wśród dziewczyn.
-Jesteś okrutna, El.
-JA?! Okrutna?! Ratuję Mel od śmierci z zatańczenia!
-Dziękuję, zapamiętam.- Mel jeszcze raz dygnęła przed odwróceniem się w stronę gdzie chłopiec z My’viene walczył o dominację z młodym mężczyzną o brąz włosach, najwyraźniej decydującym się w ostatniej chwili poprosić Melyę jako pierwszy.

Dziewczyny lubią brąz, ale to nie znaczy, że można wpychać się w kolejkę, synu sir Suelle. Sądząc po minie twojego przyjaciela, on też o tym wie, lepiej niż ty. A więc co, idiota i jego inteligentny towarzysz, czy młodzik My’viene?”

„Młodzik My’viene”, w przeciwieństwie do konkurenta, nie zamarł na widok zbliżającej się baronówny i szybko wyciągnął w jej kierunku rękę, co przypieczętowało jego pozycje lidera. Melya nie przegapiła grymasu frustracji, jaki pojawił się na twarzy bruneta, gdy akceptowała rękę młodszego chłopca, ani sposobu w jaki ciemny blondyn szybko chwycił dziedzica Suelle i zabrał z jej zasięgu wzroku, tłumacząc coś półgłosem.

„Dziiiiwne.”

My’viene szybko okazał się początkującym zarówno jako lew salonowy i jako tancerz i Mel dyskretnie ucieszyła się z krótkości tańca, jaki mu przypadł w udziale. Nastepni jej partnerzy okazali się znacznie lepsi, zarówno w sztuce tańca jak i konwersacji podczas niego, ale Melya i Nelya nie mogła zwalczyć narastającego uczucia niepokoju, gdy w jej nogach po dłuższej chwili bez przerwy nie pojawił się ból, a jej kolejnym partnerem po raz kolejny okazywał się ktoś inny, niż dziedzic Suelle.

„Tak bardzo starał się o pierwszeństwo…coś się stało?”
Nelya dowiedziała się co, gdy ostatni taniec, jaki sekretnie zaplanowała przed ponownym schronieniem się wśród kobiet i dziewcząt, został zaoferowany jej przez ciemnego blondyna, który odprowadzał Suelle po fiasku przed pierwszym tańcem.
-Proszę o wybaczenie baronówny…w imieniu swoim i Aleksa.- powiedział na wstępie, ostrożnie chwytając jej dłoń, i równie ostrożnie opierając rękę na jej talii. Fakt, że był niemal dwie głowy wyższy na pewno mu tego nie ułatwiał…Melya potrząsnęła minimalnie głową i skupiła się na jego następnych słowach-… niestety musiał się wycofać, a jedynym, jakże nieproporcjonalnym do tej straty zadośćuczynieniem, jakie potrafiłem wymyślić, była moja osoba, tak wiec jestem do panienki dyspozycji.

„Jeśli plotki o dziedzicu Suelle posiadającym dwie lewe nogi były prawdziwe, nie była to wymiana zupełnie negatywna…” pomyślała dziewczynka, głośno tylko wyrażając:

-Nie powinien się pan tak poniżać, panie…

O bogowie. A szło mi tak dobrze.”

-Ira, sir Ira Carmo, Panienko Lhallae. Jesteśmy wciąż dość mało znani, obawiam się.- powiedział blondyn z uroczym uśmiechem.
-Cóż, jestem pewna, że wkrótce to się zmieni.
-I ja mam taką nadzieję, dzięki Aleksowi, i oczywiście, łasce panienki i jej dziadka - odparł mężczyzna, a Melya nagle poczuła, że nie czuje nóg-i to nie ze zmęczenia. Mrowienie, po którym następował całkowity brak czucia zaczął się rozchodzić również z koniuszków jej palców ku ramionom…

„O Lymilark. To chyba naprawdę jest harlequin.”
Ostatnie takty muzyki rozbrzmiały i Ira złożył dworski ukłon, na który Melya powinna odpowiedzieć dygnięciem tak, jak zrobiła to dziesięć wcześniejszych razy…

„NELYA! Wytrzymaj…”
-Panienko Melyo? Czy coś się stało?- Ira wyprostował się i spojrzał na nią z niepokojem, a Melya szybko potrząsnęła głową i schyliła się w nieco mniej perfekcyjnym dygnięciu…z którego musiała zrobić krok by utrzymać się w pozycji stojącej.
-Myślę, że muszę znaleźć barona Lhallae, panie Ira.- odpowiedziała z nieco drżącym uśmiechem dziesięciolatka, czując jak jej  przewody oddechowe kurczą się w znajomym ucisku.

„Ale jak?! Nie ma tu sukubów…”
-Wiec niech panienka pozwoli mi sobie pomóc… proszę wybaczyć, ale nie wygląda panienka za…- zaoferował sir Carmo, ale Mel potrząsnęła głową, podczas gdy do teraz stojąca dyskretnie pod ścianą pokojówka zaczęła torować sobie w ich kierunku drogę.
-Nie mogę panu zepsuć balu jakąś drobnostką, zwłaszcza, że teoretycznie jestem gospodynią. To z pewnością ze zmęczenia…
-Jest panienka pewna?- zapytał Ira podchodząc niebezpiecznie blisko i chwytając jej rękę nieco powyżej dłoni i przez głowę dziesięciolatki przemknęła wizja lochu, uwięzione nadgarstki, bezwładność…

„Nikt nie mówił, ze nie ma Inkubusów.”
-Mel, czy wszystko dobrze? Tańczysz już tak długo…- zapytał znajomy żeński głos, i Melya odwróciła się, w głowie błogosławiąc Erhine za jej wyczucie czasu. Błogosławiąc podwójnie, gdy zobaczyła w towarzystwie kogo znajduje się wkrótce-nie-panna.
-Miałam właśnie zrobić przerwę i znaleźć dziadka.
-Cóż, bądź więc wdzięczna, że Ellie i Alies zrobili to dla ciebie, dziecko. Jak ci się udaje twój pierwszy bal?
-Jest cudownie.- powiedziała Melya, choć wysiłek, z jakim zdanie wydostało się z jej ust, temu przeczył. –Sir Ira to naprawdę dobry tancerz.
-Nie umywam się do panienki.- odparł mężczyzna, który w czasie przybycia młodszej pary i barona puścił dziewczynkę i odsunął się kilka kroków. Melya odkryła, że jest jej łatwiej nabierać powietrze, choć bezwładność powoli kontynuuje swój adwent.

Przypadek, przypadek, to musi być przypadek…”
Nawet Nelya nie wierzyła w śmiałość sennych demonów tak bardzo, by podejrzewać…
-Jeśli baron zezwoli i panienka będzie czuć się na siłach, zechciałby prosić o jeszcze jeden taniec…w późniejszym czasie oczywiście, nie śmiem skracać odpoczynku panienki.
Melya uświadomiła sobie, że przez jej stan uciekła jej spora część wymiany pomiędzy baronem a jej ostatnim partnerem i uśmiechnęła się, by pokryć rozkojarzenie.
-Z pewnością, sir Iro, w późniejszym czasie.
Ira wyciągnął dłoń, by ponownie ucałować jej rękawiczkę i Melya zrobiła krok by mu to umożliwić.

Oczywiście, krok ten stał się jej ostatnim na tym balu, gdy ignorowane znaki ostrzegawcze wyrzuciły ręce w górę z irytacji i ustąpiły miejsca atakowi jej choroby w pełnej krasie.
„Noż nie wierzę sama sobie…to wszystko przez sugestie Aodhana!” Pomyślała Nelya, gdy jej nagle bezwładne ciało wpadło w ramiona zaskoczonego Carmo a jej wizja zamgliła się…ale nie przed tym jak dostrzegła niezwykły błysk w brązowym oku szlachcica.
Kąt padania światła…” zaryzykowała stwierdzenie część mózgu odpowiedzialna za grę w Melyę.
Jak cholera gra światła tworzy karmazynową tęczówkę!” odparła część mózgu wciąż pozostająca Nelyą, w której również znalazła się ta odpowiedzialna za instynkt samozachowawczy.
Sekundę później wszystko ogarnęła ciemność


***

Iiii...przegrałam z dedlinem, miało wyjść w mikołajki... cóż ale jestem do tyłu tylko o godzinę i 10 minut! Końcówka jest trochę pospieszona, więc jestem prawie w 100% przekonana, że kiedyś ją przerobię na coś bardziej czytalnego...oby. Also, Panienka miała być trylogią, ale ze względu na cut tutaj, a nie po następnej scenie, chyba jednak zrobi sie z tego kwadrylogia...przepraszam!

sobota, 26 marca 2016

Rozdział 16: Panienka










Dobra historia zawsze zacznie się na skrzyżowaniu dróg, w karczmie, bądź na rynku.
Nasza należy do tej trzeciej kategorii…


Jasne niebo, stuk końskich kopyt o bruk i gwar rozmów przeplatany co oryginalniejszymi piosenkami zlewały się w jedno na rynku Dunbarton w ten słoneczny dzień. Otworzenie sklepu było dobrą decyzją, zdecydował siedzący po turecku ciemnowłosy wojownik. Nawet, jeśli jego towar składał się w głównej mierze ze składników i dropu, jaki przydarzył mu się podczas treningu, to kilka osób zainteresowało się jego straganem- nawet jeśli nie szukali jagód, czy też pustych szkatułek z imieniem Flety, to rozmowa z bardziej doświadczonymi wojownikami w niemal stu procentach dawała jakieś korzyści. W większości niematerialne, ale kilku ze zdobytych wskazówek nie zamieniłby na mieszek pełen złota. No i oczywiście, szansa na rozmowę z przypadkowymi ludźmi, z którymi kontakty musiał dopiero utrwalić- a jak nie zrobić tego inaczej niż na najbardziej uczęszczanym rynku Erinn?
…weźmy na przykład tą kucharkę z zeszłego miesiąca, która ze śmiechem podarowała mu kilka „niepotrzebnych”, jak sama powiedziała, dań, gdy był jeszcze kompletnym nowicjuszem, nie potrafiącym znaleźć jedzenia innego niż jagody, i pouczyła go, gdzie szukać taniego a smacznego jedzenia, a która właśnie przechodzi przez rynek w stronę wschodniej bramy… czekaj, co?!
Szatyn zerwał się na równe nogi i rzucił w stronę oddalającej się postaci w białej sukience, w ostatniej chwili przywołując swojego wierzchowca na miejsce strażnika sklepu. W swoim pośpiechu nie zauważył dziwnego zachowania ludzi wokół; gdy dziewczyna-„właściwie to dziewczynka, pewnie się odrodziła, ciekawe z jaką profesją”- zbliżała się, całe grupy milkły i rozstępowały się przed nią, pochylając głowy, jakby w ukłonie, i nie wracały już do głośnych rozmów, zamiast tego zbijając się w ciaśniejsze gromadki i zaczynając szeptać, rzucając spojrzenia w stronę postaci.
Młody wojownik zignorował to wszystko, przepychając się przez tłum, i niemal na bezdechu wpadając w krąg wolnej przestrzeni dookoła postaci w białej sukience. Kilkoma krokami zbliżył się do postaci i uniósł rękę, zamierzając lekko klepnąć dziewczynkę, by zwrócić jej uwagę.
-Hej, Nel-!
Dłoń w żelaznej rękawicy chwyciła i odwiodła jego rękę za plecy, a dziewczynka w końcu odwróciła się. Dopiero teraz wojownik spostrzegł, jak tragiczną popełnił pomyłkę.
To nie była czarnowłosa kucharka o śmiejących się oczach i ciepłym uśmiechu na twarzy.
-Czy coś się stało?- zapytała dziewczynka, przekrzywiając główkę i spoglądając wodnisto błękitnymi oczami to na niego, to na paladyna go trzymającego, z czymś co można było nazwać tylko uprzejmą neutralnością. Jej proste, kasztanowe włosy poruszyły się, powodując, że cienka, srebrna opaska na głowie pochwyciła promyk słońca. Wojownik z bliska zaczął dostrzegać znacznie więcej szczegółów, różniących dziewczę przed nim i znajomą kucharkę; biało-czarna sukienka w stylu gotyckim miała znacznie więcej warstw i falbanek niż cokolwiek jakakolwiek kucharka mogłaby założyć, spódniczka była zdecydowanie krótsza niż to, w czym widział swoją znajomą. Długie, rozcięte, falbaniaste rękawy z małymi bufkami upiększały strój i równocześnie ujmowały mu jakiejkolwiek praktyczności. Koronka wieńczyła dekolt sukienki, a na szyi dziewczynki atłasowa kolia ze srebrną kameą były jedyną ozdobą. Całości dopełniały wysokie butki z miękkim futerkiem w jasnokremowym odcieniu, dopasowanym do bieli sukienki.
-Ten człowiek próbował cię napaść, panienko.
Co? Kto próbował napaść tą porcelanową laleczkę stojącą przed nim? Dopiero po chwili zrozumiał, że paladyn mówi o nim.
-CO?! Nie t-to nie tak, pomyłka…ja…eeeh…-spojrzał jeszcze raz w jasne oczy i potwierdził swoje obserwacje; dziewczynka była śliczna jak lalka i równie beznamiętna. –To pomyłka. Pomyliłem panienkę ze… znajomą.
-Och. - odezwało się ponownie dziewczę po kilku sekundach wpatrywania się w niego niepokojącym wzrokiem. Zwróciła się do strażnika. – Możesz go puścić.
-Jesteś pewna panienko? Milletianie ostatnio… - strażnik wahał się, ale dziewczynka przerwała mu, wskazując na nieszczęsnego wojownika.
-On mówi prawdę. Zbyt naiwny, żeby kłamać.
Chłopak rozmasował zdrętwiałą rękę, starając się ukryć grymas na twarzy. Może i lubił być szczerym, ale żeby nazywać go naiwnym… Kucharka na pewno ubrałaby to w łagodniejsze słowa. Mimo wszystko… „panienka” mogła zignorować zajście i zostawić go na łasce i niełasce swoich strażników. Wojownik dopiero teraz zauważył czterech następnych Paladynów w pełnych zbrojach, którzy zbliżyli się do dziewczynki w momencie jego domniemanego „ataku”. Skłonił się, żeby pokryć zmieszanie, jakie w nim wywoływało pięć niezbyt przyjaznych spojrzeń.
-Nazywam się Astafall, do usług panienki.
Lepiej grać w ich grę, pomyślał, pozwalając sobie na szybki rzut oka w górę. Dziewczynka wpatrywała się w niego niewidzącym wzrokiem, po czym kiwnęła głową.
-Melya du Lhallae. Pozdrów swoją znajomą, kiedy ją spotkasz. Musi być miłą osobą.
Dopiero gdy odgłos jej kroków i kroków jej strażników ucichł, As zrozumiał, że spotkał go honor rozmowy z wnuczką pierwszego barona królestwa Taliech.
**
-Powóz już czeka, panienko. Czy uważasz, że to było…
-Prawdopodobnie i tak zapomni o tym spotkaniu. A wiadomość, że Lhallae wychodzą do ludzi zostanie. Nie ma żadnego problemu, na który musielibyśmy uważać.
-Tak jest, panienko. –Paladyn pochylił głowę i wycofał się, podczas gdy jego towarzysze otworzyli drzwiczki karety i pomogli dziewczynce wsiąść. Po chwili dołączyła do niej dwójka najstarszych stopniem strażników, inny wsiadł na kozła koło woźnicy, a pozostała dwójka wsiadła na konie i zajęła miejsca z tyłu karety. Melya, znudzona, wyglądała przez okno, pozornie nie przysłuchując się rozmowie po drugiej stronie karety, prowadzonej przyciszonym głosem.
-…pod wrażeniem…nawet nie drgnęła…
-Zachowanie też perfekcyjne…
Uśmiechnęła się do siebie, ale był to uśmiech pełen melancholii. Wkrótce rozmowa przygasła i w ciszy, przerywanej tylko turkotaniem kół i parskaniem koni karoca rodu Lhallae dojechała do zamku w Emain Masze.
-Witamy z powrotem, panienko!- zaśpiewali chórem kamerdynerzy, gdy wraz z pojedynczym paladynem przechodziła przez ich szpaler. Kiwnęła głową głównemu lokajowi, na co starszy człowiek wypiął z dumą pierś; jego chłopcy zdali, w ocenie najmłodszej członkini rodu.
-Witaj w domu, panienko Lhallae!- zawołały pokojówki porządkujące jej pokoje, przerywając wykonywane czynności, by dygnąć w jej stronę.
-Wróciłam.- odparła nieco zmęczonym głosem Melya, po czym przeszła do pokoju, służącego jej za sypialnię. Ogromne łóżko z kolumienkami, stojące w centrum pomiędzy dwoma oknami miało świeżo zmienioną pościel, jej toaletka miała wypolerowane lustro a na manekinie po prawej wisiała suknia w pastelowych kolorach, gotowa do włożenia; ozdoby przygotowane do niej stały na niskim stołeczku, podobnie jak atłasowe buciki. Pokojówki pracujące nad kwiatami w wazonie skłoniły się szybko i ruszyły na swoje miejsca koło drzwi, oczekując rozkazów panienki..
-W porządku, możecie iść. Wezwijcie mi Rinnevie.- powiedziała Melya, wchodząc w głąb pokoju.
-Rinnevie, panienko?
-Tak, Rinnevie. Zanim zapytasz, zgadza się, tą nową pokojówkę. Ma wystarczające zdolności, żeby mi pomóc się przygotować.
Pytająca służąca skłoniła się szybko, wyczuwając lekka krytykę w głosie arystokratki. Wkrótce, dziewczynka została sama, i już bez skrępowania rzuciła się na łóżko. Wpatrując się w atłasowy baldachim, westchnęła ciężko.
-Astfall, huh… całkiem dobrze sobie radzi odkąd ostatni raz go widziałam…- parsknęła.- albo raczej Nelya go widziała. W końcu Lhallae nie mają żadnych powiązań z Milletianami.
-Brzmisz niezwykle gorzko jak na siebie, szefie… albo może jednak wolisz, żeby na ciebie mówić panienko, jak wszyscy?- pokojówka w turkusowym stroju weszła do pokoju i starannie zamknęła za sobą drzwi.
-Daruj sobie, Rin; tak długo jak się nie pomylisz w kluczowym momencie, jesteś moim jedynym odniesieniem do tego, kim byłam i nie chcę, żeby cokolwiek się w tobie zmieniało.- dziewczynka obróciła się na bok i podwinęła nogi pod siebie. Srebrnowłosa uśmiechnęła się lekko.
-Pomniesz sobie ubranie, szefie. Przynajmniej zdejmij buty, zanim się położysz.
-Wiesz, że i tak zaraz muszę wstać, Bankiet zaczyna się za niecałe dwie godziny.- westchnęła dziewczyna, niemniej siadając na brzegu łóżka i pomagając pokojówce ściągnąć wysokie buty. –Nigdy się do tego nie przyzwyczaję.
-Już przywykłaś, z tego, co mówiła twoja eskorta.- odpowiedziała Rinnevie, odkładając buty na miejsce. – a to, jak zachowujesz się teraz, sugeruje, że mimo wszystko nie zapomniałaś, kim naprawdę jesteś, prócz Melyi du Lhallae.
Brunetka uśmiechnęła się do pokojówki z pewnym wymuszeniem.
-Boję się, Rin. Boję się, że ta misja sprawi, że kiedy wrócimy do domu, zwierzaki mnie nie rozpoznają, że przestanę być Nelyą grającą Melyę, że stanę się kimś zupełnie innym.
- Mimo to, podjęłaś się tego zadania.- powiedziałą Rin, zaskakująco poważnie jak na radosną pokojówkę. Dziewczynka westchnęła, ale potaknęła.
-Podjęłam się; nie lubię zostawiać niedokończonych spraw. No i nie mogłam pozwolić, żeby ktoś jeszcze musiał ryzykować; a skoro potrzebowali cywila do tej misji, równie dobrze mogli wziąć osobę już w to wplątaną.
-Jak zawsze, ciekawe powody.- zauważyła pokojówka i dziewczynka uśmiechnęła się, ponownie opadając na plecy i patrząc w baldachim jasnobłękitnymi oczami, wspominając rozmowę sprzed niecałego miesiąca.
Nelya zamrugała, po czym powiedziała powoli:
-Więc w skrócie: macie podejrzenie, że pomiędzy arystokratów wmieszał się Fomor  i miesza w polityce, a co za tym idzie, także w planach wojskowych. Dlatego potrzebujecie swojego człowieka na dworze, ale jedyne pozycje, w jakie mógłby się kandydat wcielić bez podejrzeń, są dosyć ekstrawaganckie. Większość waszych żołnierzy, spełniających wymogi tych pozycji, jest zbyt rozpoznawalna, albo po prostu nie nadaje się do misji tego typu. Dlatego poszukujecie ochotnika wśród poszukiwaczy przygód, i z jakiegoś powodu zdecydowaliście, że jestem odpowiednim kandydatem. Reszta informacji jest poufna, dlatego możecie zdradzić mi ją tylko po uprzednim wyrażeniu przeze mnie zgody na współpracę.
Aodhan poruszył się na krześle, prawdopodobnie zaskoczony jej beznamiętnym tonem. Lennox też zdawał się zdziwiony- prawdopodobnie nie był przyzwyczajony do neutralnego tonu jego interesantów. Nadal, jego głos brzmiał tak samo wymagająco:
-Gdybyśmy zdradzili więcej bez twojego zapewnienia odnośnie uczestnictwa i zobowiązania do zachowania milczenia, zagrozilibyśmy cały plan. Musimy uzyskać od ciebie informację odnośnie twojego następnego kroku, zanim sami będziemy w stanie wtajemniczyć cię w coś więcej.
Ku zdziwieniu obydwu dowódców, Nelya uśmiechnęła się lekko i oparła łokcie na stole.
-Ależ ja tylko pytałam, czy zrozumiałam poprawnie. Teraz też pytam tylko o to; więc jestem potrzebna, żeby zdemaskować inkubusa, mieszającego szyki politykom z Machy i Tary. Proszę na mnie nie patrzeć takim wzrokiem; jestem pewna, że każdy adventurer odgadłby rasę przeciwnika z pańskiego opisu. Teraz, jedna kwestia, której panowie nie poruszyliście, a której omówienie jest niezbędne w przypadku naszej współpracy.-  uśmiech zniknął z jej twarzy.- Jakie są wymagania odnośnie mojego uczestnictwa jako przynęta?
Dwoje wojowników wymieniło się spojrzeniami, zanim Lennox nie odpowiedział beznamiętnym tonem.
-W momencie akceptacji tego zadania zostaniesz zmuszona do odcięcia się od wszelkich dotychczasowych znajomości; oznacza to również opuszczenie dotychczasowego miejsca zamieszkania- oczywiście, zapewnimy opiekę zwierzętom, którymi dotychczas się zajmowałaś.
-To nie wszystko Nelya.- paladyn wtrącił się, i sądząc po zirytowanym spojrzeniu Lennoxa, zdradził coś, o czym Alchemik miał nadzieję nie mówić. – Wraz z kontaktami zniknie twoja tożsamość; nie wejdziesz na dwór jako Nelya, ale podmienisz jedną z arystokratek. Przejmiesz jej wygląd- to dlatego potrzebujemy Milletian- ale też historię życia, osobowość, rodzinę. Nelya, kucharka gildyjna, przestanie istnieć; przynajmniej na czas operacji.
-Raczej wątpię, żeby którakolwiek ze szlachcianek zechciała się zamienić…- Nelya powiedziała, kupując sobie chwilę czasu na poukładanie tego, co właśnie usłyszała. Zaniepokoiła ją wiedza, jaką dwóch przywódców miało na jej temat…
 Aodhan spojrzał wymownie na Royala; Lennox prychnął gniewnie ale wskazał na stos papierów leżący po jego prawej.
-Mamy już rysy potencjalnych postaci, w których wcielenie się Milletian nie będzie miał problemów. Ich rodziny są zaufanymi rodami, mającymi na celu tylko dobro kraju.
-A w to już na pewno nie uwierzę…-mruknęła Nelya pod nosem, powodując nieznaczne uniesienie się kącików ust Aodhana i gniewne prychnięcie Lennoxa. Ignorując to, Nelya wzięła głęboki oddech.
-Mam tylko jeden warunek, którego dopełnienie nie powinno sprawić zbyt wiele problemów. Nie chcę Royal Alchemistów jako wsparcia bojowego. –zanim Lennox zdążył zaprotestować, Nelya kontynuowała szybko. – Prócz powodów prywatnych, mam też kilka praktycznych.
Kontynuowała spokojnie, w pełni świadoma uwagi, z jaką para wojowników ją obserwowała:
- Jeśli miejscem operacji będzie Emain Macha, a z tego, co jak dotąd mi powiedzieliście, tak właśnie jest, nagły wzrost liczby Royali w mieście, razem z ich niewielką ilością ogółem, wzbudzi podejrzenia. Paladyni są siłą bardziej znaną w mieście, a i ja miałam z tym pewne… doświadczenia, więc łatwiej będzie mi się porozumieć z rycerzami. Jeśli ten warunek może zostać spełniony, jestem gotowa do wypełnienia zadania.
-Czy jednym z prywatnych powodów… jest jakiś Royal?- ostrożnie zapytał Aodhan. Nelya zmierzyła go uważnym wzrokiem; w połączeniu z zaskakującą ilością informacji, jaką dwóch dowódców posiadało na jej temat, to nie mogło być niewinne pytanie. Kiwnęła krótko głową.
-Nawet kilku. Mają już dość problemów na froncie. A obowiązkiem obywateli jest wspierać żołnierzy w miarę ich możliwości, więc niech chociaż problemy na tyłach zostaną rozwiązane bez ich uczestnictwa.
„W życiu im nie powiem, dlaczego chcę trzymać Noki z dala od tego. Przepraszam Luk, ale ciebie też lepiej nie narażać; tak będzie bezpieczniej.”
Nie do końca, jak się okazało; w kilka dni po jej „zniknięciu”, które tak naprawdę było tylko procesem przygotowawczym do przejęcia nowej osobowości, doszły ją słuchy o kolejnych rozpadających się gildiach; Fianna była pośród nich i, nawet jeśli większość członków znalazła schronienie pod sztandarem innej gildii, to wciąż bolało. Do tego jej nagłe zniknięcie…nie zdziwiłaby się, jeśli uznano by ją za martwą, mimo statusu Milletianki. Niestety, tego wymagała jej rola.
Nelya spotkała prawdziwą Melyę du Lhallae, a także jej dziadka, barona Delhi du Lhallae. Jej odpowiednik okazał się być dziesięcio-jedenastoletni dziewczynką z nieuleczalną chorobą, utrzymywaną przy życiu tylko dzięki majątkowi swojego dziadka, pozwalającym na uśpienie jej i zamknięcie ciała w magicznym krysztale, odgradzającym ją od całego świata, jego zarazków i innych niebezpieczeństw, i żywiącym ją za pomocą many. Taka egzystencja pozwalała Nelyi na wprost idealne wpasowanie się w rolę, gdzie nawet ataki jej choroby będą nawiązaniem do stanu Melyi. Baron okazał się starszym, silnym człowiekiem, zniszczonym przez nieposłuszeństwo córki- uciekinierki, zostawiającej swojego ojca i kilkuletnią córeczkę dla pewnego przystojnego barda- i niewyobrażalną miłość do jedynej, umierającej wnuczki. Nelya współczuła mu z całego serca, i nawet wstydziła się swojego stwierdzenia o egoistycznych arystokratach- ten człowiek zasługiwał na to, by problemami kraju obarczyć innych, pozostawiając mu wolną rękę w walce o własne szczęście. Zdrobnienie, jakiego używał w stosunku do wnuczki- Mel- ułatwiało Nelyi, przyzwyczajonej do podobnie brzmiącego imienia, dostosowanie się do nowej pozycji, mimo pewnych kłopotliwych sytuacji, jakie stwarzała konieczność udawania rodziny z kompletnie obcym człowiekiem.
Milletianka przeciągnęła się, po czym wstała z łóżka i przerzuciła długie włosy na przód, odsłaniając wiązanie gorsetu sukienki. Kolejna rzecz do której musiała się przyzwyczaić- noszenie ubrań, których nie była w sanie sama założyć lub zdjąć. Rinnevie pomogła jej wydostać się z materiałowej pułapki, po czym odniosła sukienkę do garderoby, znajdującej się za drzwiami po przeciwnej stronie sypialni. Nelya wykorzystała moment na zmianę halek- nie była kompletnie uzależniona od pokojówek!
Rin podzielała jej zdanie, bo po powrocie z garderoby nie powiedziała ani słowa, zamiast tego pomagając Nelyi ubrać dwie pierwsze warstwy sukni.
-Ugh…dużo tego zostało? –jęknęła brunetka (obecnie) podczas gdy pokojówka manipulowała przy haftkach pierwszej z widocznych warstw sukienki.
-Jeszcze dwie, szefie. Nie jęcz, słyszałam, że są kraje, gdzie kobieta musiała zakładać na siebie dwanaście takich warstw.
-I jeszcze się przy tym poruszać?- zdziwiła się szczerze Nelya. Rin wzruszyła ramionami, po czym przypominając sobie, że jej panienka nie może jej zobaczyć, powiedziała:
-Nie wiem, szefie, plotki zwykle nie są aż tak szczegółowe. Poza tym, po następnej będziesz musiała ubrać dodatki, więc będziesz miała chwilę przerwy…
-Będę musiała ubrać dodatki, bo w pełnej sukni nie będę w stanie podnieść rąk.- burknęła Nelya, posłusznie wsuwając wspomniane kończyny w rękawki sukni. Po chwili Rinnevie usadziła ją przed lustrem pozwalając, by Nelya zachowała resztki samodzielności, dobierając kolorystyczne akcenty do pastelowej kreacji. Równocześnie pokojówka zabrała się za rozczesywanie długich, prostych włosów. Patrząc na Nelyę w lustrze i obserwując jej postępy, pokojówka przypomniała:
-Nie zapomnij o szyi.
-Wiem, wiem…- westchnęła Nelya, podświadomie przesuwając dłonią po ciemniejszej skórze na swoim gardle. Mimo, że wraz z odrodzeniem, większość ran i blizn znikała, ślady po walce w Rabbie wciąż pozostawały na skórze Milletianki. Te po pnączach na kostkach i nadgarstkach były na tyle blade, że Nelya mogła je swobodnie ukryć pod luźnymi, długimi rękawami bądź nieco tylko wyższymi niż zwykle butami; tym odciskiem, który pozostawał najbardziej widoczny, była obroża siniejącej skóry na jej szyi. Wciąż bardzo łatwo było rozpoznać odcisk długich, chudych palców…

Maska szaleństwa, wyszczerzona w histerycznym uśmiechu, tak blisko jej twarzy…

Nelya potrząsnęła głową, niechcący wytrącając Rinnevie szczotkę z dłoni, i sięgnęła po jasny krem, stojący na jej toaletce. Maść nie maskowała sińców całkowicie, ale rozjaśniała je na tyle, że Nelya mogła bez strachu ukrywać skórę pod nieco szerszą wstążką, zawiązaną na szyi w artystyczną kokardę.
Dwie warstwy materiału później Nelya ponownie usiadła na stołku przy toaletce, patrząc w lustrze, jak Rinnevie krząta się po pokoju, dobierając ozdoby do wpięcia we włosy dziewczynki w miejscach, do których Nelya sama nie dosięgała. Dziewczynka miała właśnie zapytać pokojówkę, czy nie przesadzała z ilością, gdy zza drzwi rozległo się pukanie i głos starszej służącej doniósł:
-Pan Aodhan, lider Rycerzy Emain Machy, jest tutaj, aby się z tobą spotkać, panienko.
-Wpuść, za chwilę go przyjmę w saloniku.- Nelya powiedziała, po odliczeniu sekund „przyzwoitej pauzy”, wymaganej aby odpowiedź szlachcianki byłą uznana za przyzwoitą. Pamiętała też, żeby nie kazać służącej zaprosić Aodhana do jej obecnego pokoju- co uznano by za oznakę nadmiernej przychylności, nawet w jej wieku.
-Pamiętałaś o wszystkim, szefie. – powiedziała Rinnevie, dostrzegając zamyślony wyraz twarzy Nelyi. Dziewczynka kiwnęła głową.
-Pośpieszmy się. Chcę to mieć za sobą, zanim bankiet się rozpocznie.
-Nawet jeśli, zgodnie z obyczajem, musisz się na ten bankiet spóźnić?
-Och. Racja.

„Nigdy się do tego nie przyzwyczaję.”


___
Wesołych Świąt i Smacznego Jajka...jeszcze przez 24 minuty nie :)
Co oznacza, wyrobiłam się z pierwszą częścią! Coo prawda, nie pasuje kompletnie do nastroju świątecznego... *sigh*
Część pierwsza "Panienki" ma dominujący nastrój nostalgiczno-poważny...co, jak zauważyłam, nie utrzymuje się w części drugiej...albo przynajmniej jej początku...ehh...problemy z weną...